Ptasie radio
Rzecz będzie o tym czego nie było...czyli o tym czego nie dałem rady powiedzieć w rozmowie radiowej. Nie dałem rady powiedzieć bo- nie przyszło mi to do głowy, bo czasu brakło, bo wreszcie zapomniałem. W tym lekkim, motywującym stresie było całkiem łatwo się pogubić...i mi to się kilka razy przydarzyło. Pozwoliłem również aby rozmowa uciekła w rejony, w których w najmniejszym wypadku nie miałem zamiaru nigdy się znajdować...ale po kolei. Oto link do całej audycji- przyznam iz nie miałem siły wysłuchać całości- dla mnie jest to jak oglądanie filmu z wesela...he he
A teraz mały komentarz do wszystkiego...
Po pierwsze- to było bardzo ciekawe uczucie znaleźć się w radiu, móc odpowiadać na pytania i przez te kilkadziesiąt minut być uważnie słuchanym...moje ego, moja miłość własna będą tym wspomnieniem jeszcze długo się karmić.
Po drugie- nie było tak idealnie- naprawdę krytycznie podchodzę do wszystkiego co powiedziałem i jak wszystko powiedziałem. Taka jest przewaga tekstu pisanego nad mówionym- że można go w nieskończoność powtarzać, przerabiać itp...wymówionych słów już się nie cofnie. Stąd te wszystkie błędy.
Po trzecie kilka spraw które wymagają moim zdaniem wyjaśnienia:
nie zbawiam świata- mam takie wrażenie, że w medialnej zawierusze wszystko mniej lub bardziej trochę się wypaczyło...te slogany o walczeniu o obniżenie diet- to się pięknie czyta...ale do rzeczywistości ma się to bardzo nikle...również w radiowej rozmowie wszystko zaczęło iść w kierunku całkowitej idealizacji moich propozycji...prowadzący- fantastyczny facet- Rafał Regulski, sypał w moją stronę taką ilość pochlebstw, że kilka razy pomyślałem iż mówi o kimś innym. Słuchajcie- mój skromny pomysł jest szyty na miarę moich równie skromnych możliwości- i dotyczy tego i tylko tego podwórka...naszego podwórka.
winda- to słowo kluczowe. Nie padło o niej podczas audycji nawet jedno zająknięcie a przecież ona jest celem. Od tego kiedyś tam wyszedłem- to było impulsem i pociągnęło kolejne refleksje i przemyślenia. Pamiętacie?- radni usłyszeli, że naprawdę nie mamy w budżecie na to pieniędzy...i wtedy zrodził się u mnie w konsekwencji pomysł aby te środki zaoszczędzić z własnych diet..obniżka diet o 40 tys rocznie- i po trzech latach są już pieniądze na windę dla niepełnosprawnych... jednak dlaczego na tym poprzestać- te środki mogłyby służyć również do czegoś innego- mogłaby powstać dokumentacja ścieżki rowerowej...cel na te środki by się znalazł.
radny Baranowski i 900 zł diety- i teraz spójrzmy na rozmowę z panem Baranowskim z Wrześni. Radnym tamtejszego samorządu...z możliwościami finansowymi tamtej gminy- to gdyby np. pan Baranowski zaproponował: „zbudujmy windę” to usłyszał by pytanie: „a w jakim kolorze?” tych światów nie da się porównać- z radnymi z Wrześni nie ma co rozmawiać pod kontem obniżenia diet- bo ich nie musi uderzać iż „marnują” jakiekolwiek kwoty...ja mam takie odczucie jednak w Kołaczkowie- że te niewielkie sumy dałoby się wykorzystać zupełnie inaczej, w moim mniemaniu racjonalniej. Samemu panu Baranowskiemu i wszystkim, którzy podzielają jego opinię o tym, iż dieta ma pokrywać czas spotkań z wyborcami itp..odpowiedziałbym, że jako np.: jego wyborca spodziewałbym się, że nie będzie brał pieniędzy za spotkania ze mną, że w tej całej szlachetnej idei pracy samorządowej znajdzie gdzieś miejsce dla społecznego poświęcenia swoich środków, uwagi i czasu..i że nie będzie tego rekompensował sobie rozliczeniem z diety. Szkoda, że nie przyszło mi wtedy na myśl tych kilka rzeczy jakie cisną się teraz..no ale za późno. W jednym przyznam panu Baranowskiemu całkowitą rację- dieta powinna pokrywać straty wynikające z nieobecności w pracy. Z drugiej jednak strony- analogicznie do przepisów jakie ma Pomoc Społeczna- w przypadku dochodu na członka rodziny przewyższającego jakąś tam kwotę pomocy finansowej się nie udziela (znam rodziny które o kilka/kilkanaście zł przekroczyły te sztywne zapisy) tak samo nie przysługuje dieta radnym, którzy te dochody na członka rodziny maja zbyt wysokie...Proste? Ale to już przepisy odgórne muszą ustanowić takie rozwiązanie.
końcowe zobowiązanie- ciekawi pewnie Was to moje zobowiązanie na koniec audycji. To nie był chwilowy wyskok- ale efekt kilku rozmów z Weroniką Jakubowską. Naprawdę miała ochotę startować w tych wyborach i naprawdę myśli o tym by zrobić to za 4 lata. Jeśli tak by się stało- to ja nie będę kandydował (o ile będę miał jeszcze jakąkolwiek ochotę ubiegać się o stanowisko radnego raz jeszcze). Weronika to rewelacyjna osoba- intelektualnie jest wstanie skopać tyłek niejednemu cwaniakowi. Potrzebuje tylko doświadczenia- ale uczy się chętnie- a ja przez te najbliższe lata mam zamiar podsyłać Jej do zapoznania się co lepsze kawałki aby nie była całkowicie zielona.
Wspomnę jeszcze chwilę o krytyce mojej osoby- przez anonimowych komentatorów... Doskonale to wszystko rozumiem. Gdyby ktoś kiedyś wcześniej wyskoczył z propozycjami takimi jak moje- to stwierdziłbym, że to forma promocji... To naturalne skojarzenie- i wiedziałem, że od niego nie ucieknę. Podchodzę jednak do wszystkiego bardzo spokojnie- wszystko zweryfikuje przyszłość- mi pozostaje robić swoje.
Jaka z tego wszystkiego płynie nauka? Że jeszcze wiele pracy przede mną... Nawet przez chwilę nie nosiłem głowy wysoko- bo przez parę sekund byłem w szeroko pojętym centrum uwagi. Teraz jednak rozumiem, że karku trzeba przychylić niżej i dbać o klarowność przekazu.