top of page

Luźno o szkole społecznej.

Długo zastanawiałem się w jakim tonie napisać poniższy tekst? Może przybrać postawę informacyjną? Może wyrażać wątpliwości? Może podzielić się zachwytem lub obawami- bo wszystkie te uczucia i dylematy właśnie mi towarzyszą od dłuższego czasu. Pora więc wszystkim się podzielić...

Szkoła we Wszemborzu została zamknięta z bólami. Jak w każdym (chyba) przypadku zamykania szkoły w naszym kraju, nie obyło się bez protestów, bez poczucia krzywdy i wrażenia, że dzieje się niesprawiedliwość. Swoją drogą to bardzo ale to bardzo dziwny mechanizm- coś staje się nam bliskie jak własna skóra właśnie w momencie kiedy to tracimy, kiedy nam to zabierają...

Z bólami zamknięto szkołę...ale nie rozwiązano problemu. Z czysto społecznego punktu widzenia narodził się konflikt, podsycany niezadowoleniem i poczuciem krzywdy. Z tego dość skomplikowanego uczucia narodziła się pewna idea- idea która w mojej ocenie stanowi jedną z najpiękniejszych inicjatyw oddolnych na naszym terenie. Temat motywów ludzi, którzy na nowo otworzyli szkołę we Wszemborzu mógłby stanowić podstawę do całkiem niezłej pracy naukowej. Zresztą oceńcie sami:

  • „rodzicom- zależy na przyszłości edukacyjno-zawodowej dzieci”

  • „nauka w miejscu, które skupia całą lokalną społeczność zaangażowaną w sprawy edukacji, sprawia, że dzieci mogą czuć się bezpiecznie i właściwie rozwijać”

Zawsze uczono mnie, że oddolne inicjatywy należy popierać, że nie ma nic lepszego nad to co gdzieś tam blisko swojego własnego matecznika lokalna społeczność sama sobie „upichci”. Dlatego powtarzałem i zawsze będę powtarzał- ten ruch od początku był niesamowity- pokazywał potencjał tkwiący w naszym otoczeniu. Wiele razy zastanawiałem się na ile trzeba by wyprowadzić z równowagi mieszkańców Kołaczkowa by poszli podobną drogą...

Nie oszukujmy się- szczytne idee, wzniosłe uczucia i co tam jeszcze przyjdzie Wam do głowy- to jedno...ale bądźmy do końca szczerzy- ogromną część motywacji dla ruchu powołującego szkołę do życia stanowiło niezadowolenie. O tyle istotne uczucie iż (w mojej opinii) towarzyszy ono twórcom szkoły przez cały czas- różnie wyrażane, różnie modyfikowane, czasami wzmacniane tym jak są traktowani...a czasami wzmacniane tym jak myślą, że są traktowani...

Ale idźmy dalej, w miarę chronologicznie- w marcu 2014 Rada Gminy godzi się na użyczenie budynku szkoły dla Stowarzyszenia. Stowarzyszenie chce tą szkołę otrzymać na 10 lat aby rozpocząć w niej nauczanie klas 1-6. Nie wiem jak dalej interpretować to co działo się na linii Urząd Gminy-Rada Gminy- Stowarzyszenie...ale chyba nikt w „centrali” specjalnie nie wierzył w powstanie tej szkoły. Pod koniec maja 2014 zaczyna dziać się naprawdę gorąco- Stowarzyszenie występuje o subwencję- którą może ale i nie musi dostać na rok 2014. Sytuacja robi się coraz bardziej gorąca- UG prosi o podanie liczby dzieci, które miałyby się uczyć w szkole, Stowarzyszenie podaje tą liczbę- rozbijając na klasy, odziały szkolne i przedszkolne... Co zaczyna dominować w pismach od Stowarzyszenia to bardzo konkretne powoływanie się na akty prawne.

Stowarzyszenie otrzymuje zgodę na prowadzenie prac remontowych- o które wystąpiło pod koniec czerwca 2014, ale cały czas nie jest pewne tego czy otrzyma subwencję- wysyła trzecie już pismo o przyznanie subwencji oświatowej na rok 2014- której przyznanie (jak argumentują wnioskodawcy) leży jedynie w dobrej woli tak Wójta jak i Rady Gminy. Dotychczasowe odpowiedzi właściwie odpowiedziami na tą prośbę nie były. Dopiero 10 lipca 2014 przychodzi odpowiedź, że dotacja planowana będzie dopiero od listopada 2014. Urząd powołuje się na ograniczone możliwości finansowe- dlatego przekazanie subwencji nastąpi z dwumiesięcznym opóźnieniem. Stowarzyszenie protestuje- Wójt podtrzymuje swoje stanowisko- wszystko to dzieje się niemal w połowie sierpnia.

Pierwszego września 2014 rusza nauka w Szkole Społecznej. Stowarzyszenie otrzymało budynek pomniejszony o dwa mieszkania zajmowane przez lokatorki. Zmusiło to organ prowadzący do adaptacji budynku parafialnego- na oddział przedszkolny...plus wszystkie wydatki poniesione na przygotowanie szkoły do nauczania... Stowarzyszenie stara się zdobyć środki na wyposażenie szkoły w inny sposób- składając wnioski lub nakłaniając do złożenia wniosków (do ministerstwa edukacji) przez Urząd Gminy- i z czasem, po bólach (w grudniu 2014) te pieniądze dodatkowe do Stowarzyszenia trafiają.

To czego tak naprawdę dotyczy ten wpis- zaczęło się formalnie w połowie października 2014. Stowarzyszenie zaczęło się ubiegać o dwa mieszkania, które znajdują się w lokalu szkoły. Pismo, które zostało wystosowane wtedy do Wójta Gminy Kołaczkowo- zawierało już odniesienia do weryfikacji potrzeb lokalowych najemców lub stwierdzenie, że „ jeśli nauczyciel jest uprawniony do lokalu mieszkalnego, to nie powinien z niego korzystać, gdy ma inne mieszkanie.” Odpowiedź Urzędu zawierała się w słowach „ jeżeli uda się zapewnić lokale osobom mieszkającym w budynku szkolnym we Wszemborzu wtedy gmina będzie mogła rozszerzyć wynajem dla Stowarzyszenia o wolne pomieszczenia.” W międzyczasie Stowarzyszenie walcząc o pieniądze poprzez kancelarię prawną zaczyna toczyć formalny spór z UG, co skutkuje przesłaniem wniosków o dodatkowe środki z ministerstwa edukacji. (przesłanie wniosków nastąpiło przez Gminę ale napisało je Stowarzyszenie). Och- dochodzą jeszcze w tym okresie spory z ZEASEM o rachunki za wodę i nieczystości płynne- ogólnie obraz kwitnącego uczucia. ( ;) )

I teraz dochodzi do zmiany osoby na stanowisku Wójta, do zmiany Rady... Stowarzyszenie i Szkoła Społeczna nadal czują się niezrozumiałe- nadal mają te same problemy, choć kilka małych kwestii dało się rozwiązać (przynajmniej taką mam nadzieję).

W jakim jesteśmy więc momencie? Prawie takim samym jak rok temu. Tzn- Stowarzyszenie bardzo zabiega o dodatkowe klasy, zajmowane przez lokatorów, których nie da się ot tak za pomocą pstryknięcia palcami przenieść do innych miejsc. Fakt- w swoich pismach Stowarzyszenie przywołuje racje i argumenty ale....ale odpowiedź jest jedna- nie ma miejsca by te osoby wyprowadzić. Poczucie niesprawiedliwości szefów Stowarzyszenia i Szkoły rośnie- stąd radni np. otrzymali podczas ostatniej (VII) sesji pisma jakie kierowane były do Wójta Gminy Kołaczkowo- i „lekceważące” odpowiedzi jakie zostały udzielone. Ok- ja też poczułbym się urażony gdybym na swoje pismo (ponad dwie strony drobnym maczkiem) otrzymał parozdaniową odpowiedź- no ale w tej odpowiedzi zawiera się wszystko co najważniejsze- Gmina nie posiada mieszkań. Z jednej strony ogromna pasja, przekonanie o własnej racji, uciekające terminy do tego by przystosować klasy do nowego roku szkolnego...z drugiej racjonalna i utrzymana w grzecznym tonie odpowiedź- która zestawiona z wszystkim innym budzi frustrację...

Wydaje mi się, że wszyscy chcieliby aby cała sprawa dobrze się zakończyła...ale czy może tu nastąpić dobre zakończenie? Czy los będzie tak łaskawy dla wszystkich? Pomyślcie- śledząc mój tok rozumowania....:

Szkoła we Wszemborzu to lokalne cudo:

  • obywatelska inicjatywa,

  • lokalny ośrodek kulturowy,

  • aktywizacja społeczności wiejskiej (kilku wiosek!)

  • niskie koszty prowadzenia szkoły- oszczędność pieniędzy, (mam wrażenie, że każda złotówka jest tam obejrzana kilka razy zanim zostanie wydana)

  • konkurencja dla gminnych placówek,

  • powiększenie możliwości wyboru szkoły dla dziecka (nie tylko na terenie naszej gminy)

Ale szkoła we Wszemborzu to również pewne niewygody...o których głośno raczej się nie mówi. Owe niewygody sprowadzają się do jednego stwierdzenia- pieniądze! Mogę się zachwycać Szkołą Społeczną na kilkadziesiąt sposobów- ale zarzut pozostanie jeden i niezmienny- w wszelkie plany reformatorskie kołaczkowskiej oświaty wszemborska szkoła pasuje jak pięść do nosa. (może to brutalne stwierdzenie ale moje własne) Dlaczego? Istnienie szkoły pochłania pieniądze- pieniądze idą za dzieckiem, dziecko uczęszcza do szkoły we Wszemborzu a pieniądze idą za nim. Te pieniądze „znikają” z puli, która była przeznaczana na utrzymanie całej oświaty w Gminie Kołaczkowo, pieniądze znikają bo dzieci odchodzą ale nie znikają klasy, nie znikają etaty nauczycielskie, nie znikają koszty utrzymania szkół. Opisowo wygląda to tak (uogólniam wszystkie kwoty)- subwencja z ministerstwa na uczniów w Gminie Kołaczkowo wynosi 5 milionów zł (ale to za mało), Gmina musi dołożyć od siebie kolejne 3 miliony. Osiem milionów...ale, ale na Wszembórz odchodzi 340 tysięcy subwencji oświatowej (pieniądze idą za dziećmi)... I to właśnie te 340 tys jest kwotą, która ubywa z ośmiomilionowego budżetu szkolnego... Tyle, że koszty utrzymania szkół, nauczycieli, dowozów cały czas pozostają takie same (bo do szkoły we Wszemborzu nie odeszły całe klasy- ale pojedyncze dzieci- których uzbierała się całkiem spora gromadka)... i z tego jasno wynika- owe 340 tys trzeba dołożyć z własnego budżetu...stąd na oświatę w Gminie Kołaczkowo idzie nie 8 milionów a 8 milionów 340 tys zł... To jest owa „niewygoda” wszemborskiej szkoły.

No i to co napisałem powyżej jest dylematem, który np. mnie bardzo zastanawia. Z jednej strony nie wolno i nie można blokować inicjatywy, która jest tak cenna...z drugiej strony każda ewentualność rozwoju tej placówki wiąże się z eskalacją problemów budżetowych... Jeśli ktoś mnie pytałby o zdanie- to myślę, że trzeba umożliwić rozwój każdemu kto z jednej strony tego chce a z drugiej ma do tego prawo...ale wszystko ma swoje koszty i każda decyzja ma swoje konsekwencje- o czym nie wolno nigdy zapominać. W przypadku szkoły we Wszemborzu jest analogicznie.

--------------

Skoro już mowa o Stowarzyszeniu- to chciałbym wrócić do tematu korespondencji prowadzonej przez Stowarzyszenie z ZEASem. W lutym pisałem a właściwie zasugerowałem, że ZEAS nie odpowiadał na pisma Stowarzyszenia- stwierdziłem wtedy „ktoś tu jest Pinokio”. Albo kłamało Stowarzyszenie albo ZEAS... Prawda jak zwykle leży gdzieś obok. Po pierwsze to w całej korespondencji (udostępnionej przez Stowarzyszenie radnym) jest tylko jedno pismo do ZEASu- na które jest udzielona odpowiedź. Jest natomiast kilka pism, na które odpowiedzi nie udzielił Urząd Gminy (pisma z 2014 r). Napisałem to w kwestii wyjaśnienia- i zadość uczynienia dla pani dyrektor Zgolińskiej- która moim wpisem „o Pinokio” poczuła się dotknięta. A ja nikomu kłamstw (personalnie) nie zarzucałem- zwyczajnie stwierdziłem jednak, że ktoś z prawdą mijać się musi- skoro dwie strony mówiły dwie odmienne rzeczy. Wyszło jednak tak, że dwie strony mówiły o trochę innych rzeczach...

 
„Możesz mieć wszystko czego zapragniesz, jeżeli pozbędziesz się przekonania, że nie możesz tego mieć.”

Mariusz Gomulski

"Władza czyni głupim"
bottom of page