top of page

Bajka co nie ma szczęśliwego zakończenia.

Dawno dawno temu, ale znowu nie tak daleko. W czasach kiedy to co prywatne mieszało się tym co prywatne nie było zaczęła się historia, którą dziś Wam opowiem. W mieścinie niewielkiej, takiej sześciotysięcznej , było kilkanaście małych dzielnic. Ludzi tam może i było 6 tysięcy ale byli to ludzie raczej dorośli. Jak to dorośli dbali o swoje latorośle, wszystko robili by dać dzieciom to czego sami w życiu nie mieli. Dbali zwłaszcza o wygody. Pobudowali więc szkoły- szkół mnóstwo- by dzieci daleko do nich nie chodziły, by miały blisko- w ten sposób wierzyli, że zdołają pokochać ich potomkowie swoje szkoły- przecie nigdy do nich pod górkę nie będą mieli. Szkół było sześć. Jedna tak ekskluzywna, że tylko 7 uczniów miała, inna tak przepełniona, że klasy małe trzeba było dzielić, na jeszcze mniejsze by dzieci mogły się uczyć w swoich rocznikach. Była szkoła wielka i pusta- gdzie echo latało po korytarzach...w inne szkole, jeszcze większej o korytarzach jeszcze większych też było smutno i pusto...szkoły pięć i sześć też kombinowane były. Ale była jakaś wielka niechęć by zmieniać cokolwiek. W mieścinie trzeba było płacić wielkie podatki...od wszystkiego co tylko sobie wyobrazić możecie. I podatki te szły na te szkoły. Nawet gdzieś tam zrodził się pomysł, aby szkół mniej było, bo to z wielu powodów i tańsze i mądrzejsze rozwiązanie...ale zgody nie było na jakiekolwiek zmiany. Nie było zgody i odwagi. Płacił więc lud podatki, utrzymywał puste szkoły. A w każdej woźnych i dyrektorów i nauczycieli w mocy wielkiej całe tabuny. Ale płacił lud cierpliwie karmiony papką, że tak lepiej, że tak trzeba, że tak i tylko tak można. Mieszkańcy osady wierzyli, że ich wykształcone dzieci zostaną przy nich, że po skończonej nauce będą mieszkać jedni obok drugich. Ale młodzi nie zostawali. Uciekali z mieściny gdzie tylko mogli. Bo też mieścina popadała w ruinę. Duże podatki nie szły na poprawę życia mieszkańców, ale na utrzymanie tych wielkich szkół, tych wielkich pustych szkół. Nie działo się nic, co czyniłoby życie ciekawym, atrakcyjnym i emocjonującym...brakowało na wszystko to co pozwalałoby zatrzymać młodych...brakowało, bo trzeba było utrzymać szkoły, a młodzi żenili się , płodzili i uciekali...szkoły coraz bardziej smutne, coraz bardziej puste, nauczyciele smutni...czekający na uczniów w pustych klasach.

Zostało na końcu w mieścinie trochę staruszków i puste szkoły. Jak dobrze, że to czasy pokoju były, że murów miejskich nie trzeba było budować, jak dobrze, że drogi najważniejsze zadbane były przez inne miasta większe...ale już te uliczki boczne były dziur pełne, ciemne bez lamp, ściek lał się gęsto bo miejskie kanały już nie działały…

 
„Możesz mieć wszystko czego zapragniesz, jeżeli pozbędziesz się przekonania, że nie możesz tego mieć.”

Mariusz Gomulski

"Władza czyni głupim"
bottom of page